» Blog » 10 lat w Internecie
13-07-2012 20:50

10 lat w Internecie

W działach: Fanboj i Życie, Wredni ludzie, Offtopic | Odsłony: 73

Jakieś dwa tygodnie temu minęło 10 lat odkąd mam Internet. Od dłuższego czasu, to jest odkąd przegapiłem dziesiątą rocznicę posiadania komputera planuje z tej okazji napisać jakiś tekst. Będzie o tym, co się zmieniło, co zostało takie same, co było lepsze i co było gorsze.


0) Chcę mieszkać na pustyni:


Nienawidzę deszczu. Deszcz to najgorszy wróg Internetu. Przekonałem się o tym jakieś 2 tygodnie po tym, jak w moim domu zainstalowano antyczne SDI. Shit miał jakieś 100 kb/s przepustowości (spadała ona o połowę, kiedy ktoś dzwonił na telefon stacjonarny) i zepsuł się po dwóch tygodniach. SDI umarło podczas letniej burzy, kiedy to piorun trafił w słup sieci telefonicznej. Jako, że telefony stacjonarne w tym okresie podpinane były do sieci elektrycznej w połowie miasta uszkodziło elektronikę. Uderzenie szło od drugiej strony, czyli zamiast wywalać korki wypalało sprzęt. Ja w ten sposób straciłem modem SDI, telefon, czajnik elektryczny i zasilacz od komputera. Po dwóch tygodniach na szczęście dostałem nowe. Sąsiadowi spaliło instalację tak, że żeby naprawić zniszczenia musiał kuć ściany.


Deszczów, burz i opadów śniegu nienawidzę po dziś dzień. Los jakoś tak sprawił, że zawsze mieszkam w miejscach, w których nie mogę mieć normalnego, stacjonarnego

netu. A to w bieszczadzkim mieście daleko od centralki, a to na stancji, a to w kawalerce należącej do kobiety, która widnieje na czarnej liście dłużników TPSA... Tak więc skazany jestem na radiówki. A radiówki padają, gdy tylko pada deszcz.


1) Artykuły


Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie, gdy pierwszy raz korzystałem z Internetu był ogrom informacji, jakie zawierało nowe medium. Oczywiście stara sieć, w porównaniu z dzisiejszą była maleńka i biedna. Wypełniające ją teksty w większości były marne, sporą część zawartości stanowił content przepisany z gazet albo skopiowany z innych stron, polskich lub angielskich. To, co było oryginalne pisały najczęściej 14-latki.


Mimo to... Mimo to w porównaniu z tym, co było wcześniej to i tak było dużo. Wcześniej istniały gazety. O gazetach można mówić wiele. Najmodniejsze jest oczywiście pisanie krytyczne, jednak powiedzmy, że ten blog (mimo wszystko) ma wydźwięk pozytywny i tworzony jest przez gościa, który jest fanbojem z całego serca. Tak więc: każdy z nas chyba żywi sentyment do czasów, kiedy były gazety. Każdy z nas sprzedałby za nie duszę. Każdy wie, że Top Secret, Gambler, Secret Service, Reset, Magia i Miecz, Świat Gier Komputerowych i wiele innych to było TO. Uniesiony atmosferą chwili napiszę nawet, że Kawaii było kawałkiem dobrej roboty, choć już CD Action jest oczywiście do bani! Zwłaszcza w porównaniu z Gamblerem! Ludzie mogli zapomnieć, ale ja jestem Trollem, nie człowiekiem i pamiętam, droga redakcjo CDA!


W każdym razie: o ile każdy z nas się zgodzi, że gazety (oprócz CDA) hobbistyczne były czystą jedwabistością, tak niestety musimy się zgodzić, że wszystkie one (a szczególnie CDA) mają swoje poważne wady. Przede wszystkim trzeba na nie wydawać pieniądze. Po drugie: mają ograniczoną pojemność. Po trzecie: nie mają wyszukiwarek... W efekcie skorzystanie z nich jest znacznie mniej wygodne niż z Internetu.


Cheaty, solucje i opisy były skarbem. Ludzie pożyczali sobie kolejne numery, zamieniali się nimi, czekali aż wyjdą nowe, żeby czytać newsy. Chodzili od kiosku do kiosku, kiedy brakowało ich ulubionego tytułu. Słowem: paranoja.


Pierwsze, za co pokochałem net była gigantyczna ilość materiałów. Solucji i kodów do każdej gry świata. Recenzji, opisów i opinii o każdym produkcie tegoż... Oczywiście w pierwszych latach mojego posiadania netu sieć nie była tak bogata jak dziś i zdarzało się czegoś nie znaleźć. Jednak szybko poczułem się tak, jakbym nagle stał się posiadaczem wszystkich gazet świata!


O tekstach w Internecie można mówić wiele, ich jakość nie zawsze jest najwyższa. Ja jednak wyznaję zasadę, że lepsza jest słaba informacja od jej braku. W sieci natomiast informacji jest znacznie, znacznie więcej, niż w gazetach. Krótki przykład: to, co zrobiliśmy przez te lata w jednym z najbardziej udanych projektów, w jakich uczestniczyłem czyli na Tanuki.pl. Napisaliśmy 2260 recenzji anime. Oczywiście nie wszystkim się one podobają. Oczywiście wiele osób na nie narzeka. Nie zmienia to faktu, że celem opublikowania tej liczby tekstów miesięcznik o anime musiałby poświęcić 26 lat. My zrobiliśmy to w 8 i cały czas zwiększamy dystans! A strony wielkością porównywalne do Tanuki.pl idą w Polsce w setki...


2) Google


Google narodziło się w 1998 roku i w chwili, gdy dostałem do swoich rąk SDI istniało już od czterech lat. W okresie tamtym jego całkowite zwycięstwo i osiągnięcie dzisiejszej pozycji było już pewne, ale jeszcze nie zostało ono osiągnięte. Na rynku istniała jeszcze Wyszukiwarka Onetu, która całkowicie przestała się liczyć około 2006 roku oraz kilka innych, podobnych usług. Większość z nich opierała się o bazy danych, w których należało umieścić stronę zgłaszając lub też wykupując w nich miejsce. Działało to trochę jak książka telefoniczna. Istniały też strony nazywane Portalami, działające jakBramy do Internetu. Osoby ustawiające je jako stronę startową wchodziły na serwis, w którego środku znajdowała się właśnie wyszukiwarka obudowana setkami artykułów.


Duża część ruchu w tym okresie szła jednak nie przez wyszukiwarki, ale tak zwane Kręgi. Kręgi polegały na tym, że każda albo prawie każda strona wymieniała się linkami ze stronami zaprzyjaźnionymi lub o podobnej tematyce. Wchodzące na nie osoby mogły więc łatwo dotrzeć do zbliżonej treści.


Ale wracając do wyszukiwarek...


Kiedyś, w szczęśliwie zamierzchłych czasach człowiek, który usłyszał nowe, nieznane mu słowo, musiał albo mieć słownik, albo iść z buta do biblioteki. Jeśli natomiast usłyszał o nowym serialu, grze albo czymś w tym guście, to miał przerąbane, bo nie miał skąd dowiedzieć się większej ilości szczegółów. Ba! Nawet żeby sprawdzić głupią prognozę pogody trzeba było przyjść o 19:50 przed telewizor i obejrzeć program. I nie można było się spóźnić nawet o kwadrans akademicki! A żeby poznać program telewizyjny trzeba było kupić specjalną gazetę! Cała rodzina czekała na piątki, kiedy Babcia kupowała Przyjaciółkę, żeby dowiedzieć się, co będzie leciało...


I wiecie co? Oglądaliśmy filmy i seriale w telewizji. I to tylko te, które łaskawie zechcieli puścić.


Słowem: PRL pełną gębą!


2a) Porno


Mówiąc o wczesnym Internecie nie sposób nie wspomnieć o pornografii. Z okresu, o którym mowa pochodzi piosenkaInternet is for porni taka niestety była prawda. Zasada 34 natomiast rozciągała się na wszystko bez wyjątku. Stron z porno było od groma. Co więcej wyskakiwały w najmniej spodziewanych momentach. Wystarczyło wpisać dowolnie niewinną frazę (na przykład Diablo 2) by nadziać się na jedną z nich. Ich właściciele używali Bomb Google, kupowali rankingi lub wręcz domeny serwisów o choćby minimalnej popularności, a następnie ładowali w nie swoją treść.


Ze stronami pornograficznymi w tym okresie było tak, że syfilis to był łagodny wyrok... Większość z nich naszpikowana była wirusami, które ładowały się do systemu (dzięki lukom w IE zdaje się 4, jednemu z najgorszych crapów, jakie prześladowały ludzkość) i zmuszały komp do wchodzenia na tony kolejnych serwisów dla dorosłych. Większość z nich żerowała na modemowcach, którzy za wizyty nań płacili jak za dzwonienie pod numery 0-700...


Z czasem poziom pornografii w necie jednak ucywilizował się.


3) Filmiki, dema, arty etc.


Czyli ten cały crap zalegający różne Wrzuty, YouTube, DeviantArty i dziesiątki innych. Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś, w dalekiej przeszłości ludzie byli gotowi wymieniać się tego typu rzeczami nagranymi na płyty, a nawet płacić pieniądze za czasopisma, których główną atrakcją był dysk CD zpowiedzmy15 demami gier komputerowych, pewną liczbą fanzinów spakowanych ZIP-em, MP3, plików AVI z krótkimi filmikami oraz śmiesznymi obrazkami w GIF-ach.


Dziś na szczęście można sobie tego naściągać ile wlezie za darmo.


4) Sklepy


W 1998 czy 9 roku roku zgubiłem kostki dziesięciościenne. Jako, że mieszkałem w niewielkim miasteczku u wrót Bieszczad, nie wiedziałem czy w Rzeszowie sklepy z RPG, a do Krakowa nie chciało mi się jechać spędziłem dobre pół roku grając w Warhammera na samych k6. Kostkę k10 z k6 robiło się w następujący sposób: rzucało się dwoma, o różnych kolorach. Jeśli na pierwszej wypadł wynik nieparzysty, to na drugiej interpretowało się wynik jako liczbę z przedziału 1-5 (przy 6 powtarzało się rzut), jeśli parzysty: to z przedziału 6-10. Wolne. Niewygodne. Głupie. Innych kostek nie dało się zdobyć. Sklepy, których spis (zwykle nieaktualny) publikowała Magia i Miecz zwykle nie wysyłały produktów pocztą (tzn. deklarowały się wysłać, ale nic nigdy nie przyszło). Były w prawdzie katalogi wysyłkowe wydawnictw, ale żeby z nich skorzystać trzeba było wykłócać się z paniami na poczcie, które zwykle nie przyjmowały zamówień na wyciętych z katalogów bloczkach.


Zdobycie czegoś z oferty zagranicznej było trudne.


Dziś...


Kurcze... Książki wydane 20-30 lat temu? Kupisz na Allegro za grosze. Przerwane cykle? Amazon! Coś nie wyszło w Polsce? Znowu Amazon! Nie ma na Amazonie? Ebay! Nie ufasz zagranicznym sklepom? Może któryś działający w Polsce sprowadzi... Nie znasz języków? To się dokształć!


4a) Poczta Polska


Jeden z reliktów komunizmu. Jeszcze za dwieście lat człowiek będzie mógł wejść do urzędu pocztowego, odetchnąć i poczuć się jak za Bieruta. Poczty Polskiej nienawidzę bardziej nawet niż CD-Action. To, że przesyłka mająca dotrzeć w ciągu 2 dni dociera w ciągu 2 tygodni nie dziwi chyba nikogo. A i tak to dobry wynik. W końcu nie tak łatwo przejechać pół Polski na osiołku w zaledwie dwa tygodnie.


W zasadzie to dobrym wynikiem jest to, że przesyłka w ogóle dociera.


5) Piractwo


Skoro pisaliśmy o sklepach należy napisać też i o piractwie. W zasadzie chyba każda jego forma istniała przed nastaniem internetu. Przy czym krzewiły się dwie jego główne odmiany. Pierwszą było piractwo komputerowo-domowe. Brało się program w rodzaju Disc-Copy i nagrywało koledze o co poprosił na dyskietki (czasy powszechnych nagrywarek CD nadeszły niemal równolegle do powszechnego Internetu). Zwykle przybierała ona postać handlu wymiennego, podczas którego ludzie zamieniali się często pokaźnymi ilościami pirackiego stuffu. Drugim było piractwo płatne, przybierające postać czarnego rynku. Istniały różne pseudo-firmy, mające całe katalogi gier, filmów i innych produktów, które oferowały na sprzedaż. Ceny tego typu usług były dość wygórowane i o ile pamiętam wynosiły około 20 złotych za płytę. Gry legalne były dużo droższe. Droższe nawet niż dziś.


Piractwo tego typu zostało zabite przez kilka czynników. Pierwszym z nich była polityka CD-Project, który sprzedawał wielopłytowe gry pokroju Baldur's Gate za około 100 złotych, czyli w cenach, za które nie było warto piracić. Po drugie: stopniowy spadek cen nagrywarek, przez co amatorzy zjedli profesjonalistów. Po trzecie: P2P. Obecnie P2P jest powoli wypierane przez nielegalne VOD.


Zasoby P2P były a) większe od typowych katalogów piratów b) łatwiej dostępne. W zasadzie to po dziś dzień są. Prawdopodobnie obecnie jedną z głównych sił napędzających rozwój sieci.


6) Pisanina


Gdzieś dwa czy trzy miesiące po tym, jak Zegarmistrz dostał SDI i został dzieckiem Neostrady (wyprzedzając tym samym epokę) prawdopodobnie zmęczony jego (Zegarmistrza) natrętnymi mailami redaktor ezinu Inkluz imieniem, jeśli dobrze pamiętam Kuba Koprowski odpisał, że skorom taki mądry, to powinienem napisać własny tekst.


To tekst żem wypocił.


To był mój debiut.


O ile pamiętam (a wolę nie pamiętać), to wiekopomny bardzo on nie był. Niemniej jednak rozpoczął on nowy rozdział w moim życiu, jakim była pisanina. Ogromna część widniejącej obecnie w sieci pisaniny Zegarmistrza powstała oczywiście na Tanuki.pl. Tanuki.pl powstało w mękach, jako próba ratowania dogorywającego wówczas ołtarzyku (o ołtarzykach będzie później) o nazwie Wszechbiblia poświęconego anime Slayers. Pomysł serwisu należał (różni hagiografowie różnie piszą) do Zegarmistrza, Martina, Tilka lub Xenipha. Wziął się stąd, że na stacji Hyper leciało anime Visions of Escaflowne o którym nie mogliśmy w polskich wyszukiwarkach znaleźć NICZEGO. Tak więc przyszła któremuś z nas idea, żeby zrobić stronę, w której można by coś znaleźć. Czyli recenzje. Bo lepsza słaba informacja od żadnej.


Drugie miejsce najbardziej obstawione moją pisaniną to ten blog. Być może jest na nim jej nawet więcej niż na Tanuki.pl.


Trzecie miejsce to strony moich klientów. W 2007 roku zostałem testerem gier w firmie Cenega, w dużej mierze dzięki doświadczeniom z serwisów. Spędziłem w tej pracy jakieś 3 tygodnie wychwycony przez duże wydawnictwo gazet z nazwą na A i rzekomym kapitałem żydowskim. Wówczas to zaczęto mi za moją pisaninę płacić. Był 2007 rok, wszyscy mieli świra na punkcie Naszej Klasy, okazało się też, po latach posuchy wywołanych krachem dotcomowym, że w sieci można naprawdę dobrze zarabiać. Wydawca szukał talentów.


Na pisaninie zarobiłem sporo kasy, żyłem z niego przez kilka lat. W końcu jednak zrezygnowałem. Człowiek siedział godzinami przed komputerem, pieniądze dostawał nieregularnie, płacili nierówne stawki, zwykle w myśl zasady jak najtaniej, oczekując cudów za grosze. Co gorsza klienci co chwila bankrutowali, zmieniali stawki, dziwowali, oszczędzali na czym się dało i co jakiś czas trzeba było szukać nowych. Kiedy więc udało się znaleźć lepiej płatną, stabilną robotę moja przygoda z dziennikarstwem skończyła się.


7) Ludzie


Wbrew stereotypom spotkałem dzięki sieci całą masę ludzi, których inaczej nie spotkałbym. Mam tu na myśli spotkanie twarzą w twarz w realu, a nie gadki przez Gadu Gadu.


Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić, z tych, z którymi nadal utrzymuję kontakt, to jest Avellanę, Tilka, Szamana Fetyszy vel. Bambosh Ridera, Yubiego, Dąbiego, IKę, Grisznaka, Salvę i Eire.


Z tych, z którymi nie utrzymuje już kontaktu: Abigail, Martina, Xenipha, Raflika, Sakura-chan i Distanta. W sumie też Dagoberta, choć on a) nie jest poznany przez net b) w zasadzie to wystarczy priva napisać. I jeszcze RedVampire, bo w sumie to nie mi podpadł.


Z tych, którymi nie mam już kontaktu i na oczy ich nie widziałem chciałbym pozdrowić użytkowniczkę Lila. To, co robiłaś dziewczyno (w sumie to dziś już pewnie kobieto) to był master class trollingu.


Z tych, z którymi nigdy się nie widziałem i nigdy nie utrzymywałem kontaktu pozdrowić chciałbym: MorfaGM za jego stronę Legenda 5 Kręgów Według Morfa oraz Tabiego, Bukwę, DarkLorda, Thomasa Percyego, Moroga i Molobo z nieistniejącego już forum DnD.pl. Po dziś dzień zdarza mi się machinalnie wpisać jego adres, gdy zastanawiam się, na jaką by tu stronę jeszcze wejść.


7a) Zmierzch Bogów


W necie udało mi się też spotkać pewną liczbę redaktorów pism, którymi zaczytywałem się od podstawówki po liceum (różnych Magii i Mieczy, Top Secretów etc.). Niektórzy okazali się równymi gośćmi. Niektórzy strasznymi bucami którym odwaliło od rzekomej kultowości i zasług o których nikt nie pamięta. Jeden, jeśli spotkam go w realu będzie potrzebował nowych zębów. I nie mówię tu o żadnym członku załogi CD-Action. Ich nienawidzę nienawiścią czysto platoniczną. Mogą spać spokojnie.


8) Angielski


To niesłychane, ale kiedyś można było być fanbojem i nie znać języka angielskiego. Co jeszcze bardziej niesłychane dziś też można być fanbojem, nie znać angielskiego i jest to nawet łatwiejsze dzięki tym wszystkim fanlacjom, skanlacjom i innym emanacjom piractwa. Mimo to uważam, że ludzie tym sposobem marnują sobie życia. Jak mogą egzystować nie sięgając do zachodnich zasobów?


Co zadziwiające na zachodzie żyją ludzie tacy sami jak my. Kłócą się o prawie to samo, myślą prawie to samo. Jedyna różnica to brak kilku lokalnych tematów w styluTusk czy Kaczyńskiktóry gorszy. Mają też parę innych typów trolli typuObrońca Prawdziwych Wartości Teksasu,US-MarineczySocjalista Po Sorboniejednak generalnie czuć można się jak u siebie w domu. Zwłaszcza w dyskusjach o Iraku, Multi-Kulti, dostępie do broni czy legalizacji maryśki...


9) Strony


To zmieniło się chyba najbardziej. W dalekiej przeszłości, jeśli ktoś chciał mieć stronę internetową czekało go powolne i żmudne napisanie jej w HTML-u. Strony takie, nazywane stronami domowymi pełniły funkcję, której po dziś dzień nie potrafię zrozumieć. Było to zwykle połączenie konta na serwisie społecznościowym z blogiem, galeriom na jakiejś fotce etc. Lądowało na nich wszystko, co popadło, zwykle bez sensu. Czyli najczęściej jakieś fotki z wakacji, jakieś sucharowate dowcipy w obowiązkowym dziale Humor etc.


Strony fanbojów zwykle nie wyglądały wiele lepiej. W porównaniu z tym, co jest dzisiaj, kiedy rządzą różne Poltergeisty, Bagna, Tanuki, Bestiariusze i Acepy czasy te były okresem zgrozy. Dominującym typem strony fandomowej z tego okresu był o ile pamiętam Ołtarzyk. Ołtarzyk powstawał wtedy, gdy ktoś obejrzał coś np. nowy system RPG, serial, książkę etc. a następnie robił o tym stronę. Generalnie nie było na nich nic ciekawego: charakterystyka bohaterów, jakaś krótka pseudo-recenzja, jakaś galeria z grafikami lub screenshotami, trochę pirackiego stuffu, księga gości i czasem mini-forum. Wbrew pozorom miało to sens, w czasach, gdy nie było jeszcze Wikipedii i innych, podobnych zabawek.


Innym ciekawym wynalazkiem był Ezin. Eziny wychodziły raz w miesiącu i były wysyłane na maile. Ściągało się je z nich, rozpakowywało na dysku i czytało już offline.


Z czasem oczywiście ołtarzyki padły, a ich miejsce zajęły duże serwisy, wyznające zasadę „więcej, i mimo wszystko trochę lepiej...”


Jeśli chodzi o duże serwisy, to niestety mam wrażenie, że – przynajmniej w tych fandomach, w których się udzielam – najlepsze czasy mają już za sobą. Trochę trudno się temu dziwić. Ludzie pokończyli studia i zajęli się problemami życia codziennego.

Komentarze


Repek
   
Ocena:
+2
Świetna notka, dzięki. :)

Pozdro
13-07-2012 21:14
gacoperz
   
Ocena:
+3
PRrez ciebie poczułem się staro. Ech te czasy, gdy się wyszukiwało altavistą, a nie jakimś google...
13-07-2012 21:59
~Kasztelan

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przyjemna notka.
Tylko proszę o wypunktowania chociaż dwóch powodów przeciw CD-action poza tym że wygryzło Gamblera w uczciwej walce rynkowej (oczywiście chodzi o wcześniejsze roczniki). Panie successful troll.
13-07-2012 22:15
zegarmistrz
   
Ocena:
+2
A to, co napisałeś nie wystarczy?
13-07-2012 22:18
Beamhit
   
Ocena:
0
Zegarmistrz po prostu nie lubi pewnego jegomościa mangofila z redakcji ;) A poszło o "Ghost in the shell wielkim poetą był".
13-07-2012 22:42
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Nie. Nie lubię innego mangofila z innej redakcji. Poszło o to, że jakoby zjechałem wszystkie jego ulubione pół-pornusy, czy coś w tym guście.
13-07-2012 22:50
~Tom

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ghost in the shell w skali popularnej mangi (jedna z inspiracji Matrixa +200 do popularności) dla tych, co na codzień mają z nią niewiele wspólnego - a i owszem - 'wielkim poetą był'. Dla wyjadaczy gatunku pewnie znajdą się znacznie lepsze, kultowe pozycje. A zresztą nie wiem, nie znam się - sam należę do tych pierwszych.

A co do CDA - nie wiem jak jest teraz, ale do tej pory pamiętam dział listów i to jak Smuggler jeździł sobie na dawniejszych gimbusach. Z całości i tak najlepsza była płytka z zinami a w nich ActionMag - jak się nie miało neta, to była chociaż jego namiastka :) Teraz to już nie to samo..
13-07-2012 22:56
Marigold
   
Ocena:
+9
Na początku był limit jedna godzina dziennie, bo przypadało mi 30 godzin miesięcznie, za które płacili rodzice, za nadprogramowe musiałabym płacić sama, a że w podstawówce nie miałam żadnych dochodów, to siedziałam z zegarkiem w ręku ;)
13-07-2012 22:57
Senthe
   
Ocena:
0
Też pamiętam Internet na czas, czy to właśnie oznacza starość? oO

A w ogóle to bardzo fajna wspominkowa notka.
14-07-2012 00:07
Salantor
   
Ocena:
0
Staro się poczułem, chociaż w sieci dopiero od ośmiu lat. Przed paroma dniami odkopałem ostatnie, walające się po półkach egzemplarze Secret Service. Fajnie było poczytać zapowiedzi Baldur's Gate II albo kącik "Gdzie diabeł mówi dobranoc" o Diablo II. A potem liceum i pierwsza neozdrada, z której ściąganie dowolnego większego pliku było testem cierpliwości.
Stare czasy. Szkoda, że nie wrócą :]
14-07-2012 00:27
Marigold
   
Ocena:
+2
@Senthe - mam nadzieję, że nie ;) Jestem zdaje się z dziesięć lat starsza i za każdym razem, patrząc ludziom w dowody osobiste w pracy, zastanawiam się, jak to jest możliwe, że ktoś z "9" z przodu w PESEL-u jest pełnoletni i wtedy czuję się - przez chwilę - staro ;)

14-07-2012 00:50
Kamulec
   
Ocena:
0
Hm. Na modemie praktycznie nie korzystałem. Stałe łącze mam od połowy gimnazjum - 2004. Sporo się zmieniło do tego czasu. Mało co jeszcze wtedy na Wikipedii było.
14-07-2012 02:19
Marigold
   
Ocena:
0
W 2004 roku byłam w połowie studiów i jeszcze nie miałam internetu ;) w ogóle :D Korzystałam z kafejek internetowych ;)
14-07-2012 02:50
Kamulec
   
Ocena:
0
Ja zaś nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania na swojej uczelni bez internetu, niezależnie od kierunku.
14-07-2012 03:55
Krzemień
   
Ocena:
+1
Aż sobie wszedłem na stronę, na której spędziłem w młodości długie godziny http://www.ksmok.w3.pl/ nie wiedziałem nawet, że jeszcze istnieje. W dziale linki można poznać kilka innych antyków.
14-07-2012 09:07
Garrecisko
   
Ocena:
0
Chlip, łezka w oku. Czasy kiedy modem wygwizdywał jak R2D2, połączenia padały, bo czemu nie, kiedy kupowało się karty callback żeby nie niszczyć budżetu domowego, tylko całe kieszonkowe. Chlip, ale tak jak się to miło wspomina, tak nie chciałbym powrotu do epoki stron 'wrzućmy tu jeszcze znacznik marque, bo fajnie jak coś pływa na stronie. Ah - i dorzuć jeszcze parę animowanych gifów'. Zresztą, aktualne czasy za 10 lat będziemy wspominać tak samo: 'Ależ piękny był ten TrollFest na polterze 10 lat temu, łezka w oku się kręci'
14-07-2012 10:15
gower
   
Ocena:
0
Świetna notka, też naszła mnie ostatnio taka refleksja, że dzisiaj bym już sobie bez Google'a nie poradził:)

Jedna uwaga: CD Projekt, nie CD-Project
14-07-2012 12:04
~bijekcjazNwR

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+5
All those... moments will be lost in time, like tears... in rain. ;-)
14-07-2012 15:35
~tylda~~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"galeriom".
14-07-2012 16:24
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Senthe, starość to pamiętanie czasów przed internetem :) To dopiero były piękne czasy. :P
16-07-2012 10:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.